poniedziałek, 12 stycznia 2015

Imagin Harry Styles "LONELINESS"



Ciekawe, czy szybko przyzwyczaję się, że nie mieszkam już sama? Teraz nie będę mogła robić co mi się tylko podoba. Chociaż… Będę mogła. Nie obchodzi mnie, co Harry sobie o mnie pomyśli. I tak wiem, że jestem kretynką.
Weszłam do salonu i zaczęłam szukać jakiejś fajnej płyty, której mogłabym posłuchać. Postawiłam na All Time Low, który jest jednym z moich ulubionych zespołów. Włożyłam płytę do wieży stereo, a po chwili muzyka rozbrzmiała w pomieszczeniu. Lekko pogłośniłam, bo wprost uwielbiam gdy słychać muzykę w całym domu. Gdy już praktycznie nie słyszałam własnych myśli, przeniosłam się tanecznym krokiem w stronę kuchni. Mam ochotę upiec jakieś ciasteczka, bo nie mam w domu dosłownie nic słodkiego. Nawiązując do moich braków w ekwipunku, koniecznie muszę wybrać się do miasta. Moja lodówka zaczyna świecić pustkami. Wyciągnęłam wszystkie potrzebne produkty na blat i zawiązałam wokół talii jasnoróżowy fartuszek w białe serduszka. Jest naprawdę okropny, ale dostałam go od babci, a poza tym już się do niego przyzwyczaiłam. Włączyłam piekarnik, aby zdążył się rozgrzać. Zaczęłam mieszać składniki rękoma na blacie, a gdy skończyłam, pokroiłam czekoladę na małe kawałki. To najprostszy przepis na ciastka jaki znam, a są one moim ulubionym przysmakiem. Wsypałam malutkie kostki czekolady do masy i jeszcze raz wszystko zagniotłam. Wyciągnęłam z szafki szklankę i wykroiłam nią okrągłe ciasteczka. Teraz zostało jedynie poukładać ciastka na blasze i wsadzić do piekarnika.
Uśmiechnęłam się patrząc na moje błyskawiczne dzieło i umyłam dokładnie ręce. Ściągnęłam fartuszek i odwiesiłam go z powrotem na malutki haczyk. I znowu nie mam co robić.
Ostatecznie postanowiłam przebrać się w sportowy stanik oraz legginsy i trochę poćwiczyć. Doszło do tego, że ćwiczę już prawie codziennie. Ach ta samotność… Zmusza ludzi do wykonywania różnych czynności, których w normalnych warunkach nie mieli by ani ochoty ani czasu wykonywać.  Zaczęłam podskakiwać w rytm piosenki, która akurat leciała. Gdy już się trochę rozgrzałam, zrobiłam kilka serii brzuszków. W końcu wciągnęłam się w wir ćwiczeń i straciłam poczucie czasu.
Po, jak sądzę, kilkudziesięciu minutach ćwiczeń opadłam zmęczona na kanapę i głośno odetchnęłam. Podniosłam wzrok i aż podskoczyłam, gdy zobaczyłam Harry’ego opierającego się bokiem o framugę drzwi.
- Co ty tu robisz? – wypaliłam, nie zastanawiając się.
- No nie wiem, mieszkam?- odparł rozbawiony.
- Ach.. No tak. – podrapałam się po karku zawstydzona. – Długo już tu tak stoisz?
- Wystarczająco długo.- na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek. – Swoją drogą, masz niezły tyłek.
Po tych słowach posłał mi ostatni szeroki uśmiech, odwrócił się i poszedł. A ja zostałam w tej samej pozycji  z wytrzeszczonymi do granic możliwości oczami i rozdziawioną buzią. Czy mi się wydaję, czy właśnie zamieszkałam z idiotą?
Po chwili usłyszałam kroki i do salonu wszedł Harry z kilkoma torbami. Skierował się w stronę schodów, posyłając mi tylko przelotne spojrzenie.
- Tak, czuj się jak u siebie w domu. – mruknęłam pod nosem.
Gdy chłopak zniknął za schodami, wstałam i skierowałam się do najbliższej łazienki. Zamknęłam drzwi od środka i ściągnęłam z siebie przepocone ciuchy, który wylądowały w koszu na pranie. Weszłam do kabiny i wzięłam szybki, odświeżający prysznic. Po wytarciu się ręcznikiem, owinęłam go wokół siebie i spojrzałam w lustro. Jutro będę musiała się pomalować, bo przecież jadę do miasta. W sumie nie musze nakładać makijażu, ale lubię to czasami zrobić. Makeup na co dzień w moim przypadku nie ma żadnego sensu, ponieważ i tak nikt mnie tu nie widzi. No, teraz widzi mnie Harry, ale nie mam zamiaru dla niego spędzać pół godziny przed lustrem, żeby jakoś wyglądać. Nie zależy mi.
Odwróciłam się i wyszłam z łazienki. Nagle przypomniałam sobie, że w piekarniku zostawiłam ciasteczka, więc biegiem puściłam się w stronę kuchni. Rzuciłam się na drzwiczki piekarnika i szybko je uchyliłam. Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam, że moje wypieki się nie spaliły. Były wręcz idealne. Mam wspaniałe wyczucie czasu. Założyłam rękawice kuchenną i wyciągnęłam blachę na stół. Wyłożyłam wszystkie ciastka na talerz, po czym z powrotem schowałam blaszkę do piekarnika. W pomieszczeniu rozniósł się niesamowity zapach, który wręcz uwielbiam.
- Co tak pachnie? – usłyszałam i cicho pisnęłam.
Odwróciłam się i zobaczyłam oczywiście bruneta stojącego na progu kuchni.
- Musisz mnie tak ciągle straszyć? – spytałam z wyrzutem, trzymając dłoń na wysokości serca. – Jak tak dalej pójdzie, to dostanę zawału.
- Nie martw się, przyzwyczaisz się. – wyszczerzył się i podszedł bliżej.
Przyglądałam się mu, gdy ciągle się do mnie zbliżał. Nagle uświadomiłam sobie, że jestem w samym ręczniku i poczułam jak na moje policzki wkrada się rumieniec. Harry jednak zwinnie mnie ominął i sięgnął ręką do talerza z ciastkami. Wziął jedno i wepchał sobie do ust.
- Pyszne! – wycedził z pełną buzią, przez co zabrzmiał komicznie.
Wybuchłam śmiechem, a po chwili Harry poszedł w moje ślady. Gdy przełknął wszystko co miał w buzi, oparł się tyłem o stół i ugryzł kawałek kolejnego ciastka.
- Naprawdę są dobre. – pokiwał głową z uznaniem.- Od dziś moje ulubione.
- Ej, to moje ulubione! – oburzyłam się, próbując ukryć uśmiech.
- Więc wychodzi na to, że mamy podobny gust. – posłał mi piękny uśmiech.
- Albo po prostu jestem wyśmienitą kucharką. – wyszczerzyłam się opierając ręce na biodrach.
- O tym już niedługo się przekonam.- wziął kolejny przysmak.
- Jak to? Chyba nie myślisz, że będę Ci gotować? – uniosłam brwi do góry.
- Okej, ale musisz wiedzieć, że jestem fatalnym kucharzem i prędzej czy później spalę tę chatę. – powiedział bardzo poważnie.
- Dobra, niech ci będzie. Ja mogę gotować. – zmarszczyłam czoło przerażona.
- Wiedziałem, że cię przekonam. – zaśmiał się głośno, a w jego policzkach ukazały się dwa dołeczki.
Pokręciłam głową i również zaczęłam się śmiać. Ten chłopak jest okropny. A znam go od zaledwie kilku godzin. Chyba nieźle się wpakowałam.
- Pracujesz gdzieś? – nagle zadał mi pytanie.
- Um… Nie. A ty? – odpowiedziałam szybko.
- Jesteś naprawdę zabawna. – zaśmiał się głęboko. – Przecież jestem piosenkarzem, to jest moja praca.
- To z tą sławą, to było na serio? – zdziwiłam się.
- Serio, serio. Naprawdę mnie nie kojarzysz? Nazwa One Direction ci nic nie mówi? – uniósł jedną brew do góry i wyglądał wtedy tak śmiesznie, że wybuchłam gromkim śmiechem. – Co cię tak śmieszy?
- Przepraszam, ale zrobiłeś taką śmieszną minę. – uśmiechnęłam się w jego stronę, uspokajając się po chwili. – Pewnie, że znam One Direction! I chcesz mi powiedzieć, że jesteś członkiem tego zespołu?
- No tak, to takie dziwne?
- Nie, skądże. Wiem co to za zespół, ale nie słucham takiej muzyki, więc nic o nim nie wiem. Jak zauważyłeś, nie znam nawet nazwisk jego członków. – wzruszyłam ramionami. – Znaczy się, jednego już znam i to osobiście!
Brunet pokręcił głową z rozbawieniem, a ja zaśmiałam się na jego gest.
- Możesz czuć się zaszczycona. – powiedział robiąc elegancki ukłon w moją stronę.
Zachichotałam i przewróciłam oczami na jego gest. Po chwili również się ukłoniłam i ruszyłam w stronę schodów. Po kilku minutach znajdowałam się w moim pokoju, gdzie ubrałam się w majtki i krótką koszulkę na ramiączkach do spania. Odwiedziłam moją łazienkę w celu umycia zębów, a następnie rzuciłam się na łóżko. Leżałam na łóżku i myślałam, czy mam jeszcze coś do roboty, czy jednak mogę iść spać. Jestem trochę zmęczona, w końcu był to dzień pełen wrażeń. Zdecydowanie wspaniałych wrażeń. 

 

***~.~***
Flaki z olejem, tak wiem. Rozdział nudny i jakiś bez sensu, ale dodaję, bo nic innego nie wymyślę. Przez ten okres "świąteczny" miałam zamiar napisać więcej, ale praktycznie nic nie zrobiłam. Te trzy części napisałam dawno, ale wstawiam je dopiero teraz, bo... nawet nie wiem czemu. Połowę tego okresu byłam pijana, a drugą połowę miałam kaca... Dosłownie. Wieczna impreza, ohh ciężkie życie. W każdym bądź razie, nie wiem czy mam dalej kontynuować tą historię, czy zacząć coś nowego, a tą jakoś sensownie zakończyć.. Pomóżcie! ;)

niedziela, 4 stycznia 2015

Imagin Harry Styles "LONELINESS"



Normalnie zaczęłabym sprzątać calutki dom, ale po co? Wszystko jest idealnie czyste. No bo co mam niby robić siedząc cały dzień w domu? Sprzątam, gotuje, rysuje, remontuje, sadzę kwiatki w ogródku… Cokolwiek, żeby tylko zabić zbędny czas. Mam kupę kasy i żadnych znajomych. Ani jednego przyjaciela. Jestem taka żałosna.
Wzięłam z lodówki karton mleka i puszkę z kocim jedzeniem. Zabrałam to wszystko na dwór i skierowałam się w stronę niewielkiej szopki. Napełniłam miseczki, które tam się znajdowały do pełna i zaczęłam nawoływać kociaki słynnym „kici kici”. Już po chwili zjawiło się kilka kotów. Niektóre już tutaj były, niektóre przyszły do mnie pierwszy raz i bały się podejść bliżej. Dokarmiam koty odkąd pamiętam, przejęłam ten zwyczaj po mojej zmarłej babci. Ona odeszła, a ja zostałam sama z kotami.
Po chwili zabrałam pusty karton i skierowałam się w stronę domu, po drodze wyrzucając go do śmietnika. Nagle usłyszałam warkot silnika, więc pobiegłam szybko w stronę drzwi wejściowych. Gdy tylko zamknęłam je za sobą, dobiegł mnie dźwięk samochodu wjeżdżającego na podjazd. Spojrzałam przez okno na ganku, dopatrując osoby wysiadającej z auta. Swoją drogą, koleś ma niezłe auto. Uwielbiam takie starsze samochody. A ta BMW, na moje oko model E32, jest po prostu śliczna. Jezu, nie powinnam znać marek samochodów, jestem dziewczyną. Ale tak to jest, jak się dorasta z chłopakami.
Aż podskoczyłam, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Wzięłam kilka głębszych oddechów, żeby się uspokoić i nacisnęłam na klamkę. Chyba mogę pominąć fragment opisujący jak przystojny jest ten chłopak, prawda? Jasne, że mogę.
- Harry Styles. – mój gość podał mi rękę, witając się.
- Rosalie Irwin. – odwzajemniłam gest, uśmiechając się przy tym.
- Od tego Irwina? – spytał niedowierzając.
- Zależy którego. – roześmiałam się.
- Ashtona Irwina?
- Tak, ale ciii. – przystawiłam palec wskazujący do ust. – On zapomniał, że ja istnieje.
- Jak to zapomniał? Kim dla niego jesteś? – zasypał mnie pytaniami, na które nie miałam większej ochoty odpowiadać.
- Och, jestem tylko jego kuzynką. Ale to teraz nieważne. Może wejdzie Pan w końcu do środka? – zapytałam unosząc brwi i zachęcając chłopaka do wejścia gestem ręki.
- Pan? No bez przesady, aż tak stary nie jestem. – zaśmiał się głośno, a mnie aż przeszły ciarki.
- No, może aż tak nie. Więc… Może wejdziesz? – posłałam uśmiech w jego stronę.
Nie odpowiedział, tylko wszedł do środka i zaczął ściągać buty.
- Hej, nie musisz ich ściągać. – powiedziałam.
- Przestań, jeszcze ci nabrudzę. – kontynuował rozwiązywanie sznurówek.
- Przynajmniej będę miała co robić. – skomentowałam cicho, tak żeby on nie usłyszał.
- Co? – ta, mogłam to zrobić jeszcze ciszej.
- Po prostu ich nie ściągaj.
Oczywiście Harry mnie nie posłuchał i ściągnął obuwie, zostając w skarpetkach, tak samo jak ja.
- Jak sobie chcesz. – przewróciłam oczami. – Chodź, obejrzysz dom.
- Dobrze. – przytaknął i podążył za mną.
Najpierw zaprowadziłam go do kuchni, która jest świeżo po remoncie. To jedno z moich ulubionych pomieszczeń w tym domu, spędzam tu naprawdę wiele czasu.
- To jest kuchnia jak widzisz i musisz wiedzieć, że ja tu rządzę. – wyszczerzyłam się. – Oczywiście, gdybyś zdecydował się tu zamieszkać, to będziesz mógł z niej korzystać. Trochę. Czasami.
- Czuje się uprzywilejowany. – pokazał rząd białych zębów, przygryzając dolną wargę.
- I powinieneś. – wywróciłam oczami ze śmiechem, przechodząc  do głównego salonu. – Tutaj jest największe pomieszczenie w tym domu, w sumie nie wiem czemu ono służy.
- A gdzie telewizor? – spytał rozglądając się.
- Nie mam telewizora. – wzruszyłam ramionami.
- Jak to nie masz telewizora? – wytrzeszczył oczy ze zdziwieniem.
- Normalnie, jakoś nigdy o tym nie myślałam. Widocznie nie jest mi potrzebny do życia. – uśmiechnęłam się delikatnie.
- Boże. To nieco dziwne. I powiedz jeszcze, że nie masz komputera i telefonu. – zaśmiał się.
- Właściwie to głupie pytanie, przecież jakoś musiałam umieścić ogłoszenie na Internecie. I dzwoniłeś już do mnie. – wyszczerzyłam się głupkowato.
- Ach, no tak… - chłopak speszył się spuszczając głowę i chyba zauważyłam malutki rumieniec na jego twarzy.
- Chodź dalej. – zachichotałam i ruszyłam dalej. – Tu masz łazienkę, jedną z dwóch na parterze. Na piętrze są jeszcze trzy. A na drugim piętrze jest przy każdym pokoju. No nieważne.
- Dlaczego jest tu tyle łazienek? – zapytał marszcząc czoło.
- Jak widzisz, jest to bardzo duży dom. Czasami czuje się jak księżniczka w wielkim, opuszczonym do tego, zamku. – westchnęłam, kierując się w stronę pokoju gościnnego. – Okej, to jest pokój gościnny.
- Tu miałbym spać? – spytał oglądając wnętrze.
- Sądzę, że bardziej spodobają Ci się pokoje na górze. – uśmiechnęłam się. – Ten pokój jest trochę… staroświecki.
Jeszcze przez jakieś pół godziny zwiedzaliśmy mój dom. Zaprowadziłam Harry’ego na górę, gdzie pokazałam mu moją sypialnie, oraz pokój, który najbardziej by się dla niego nadawał, jak sądzę.
- O tak, ten jest idealny. – uśmiechnął się szeroko, oplatając wzrokiem średniej wielkości pomieszczenie z dużym łóżkiem i wyjściem na taras.
- Więc jak? Decydujesz się na wynajęcie? – spytałam, próbując ukryć nadzieje w głosie.
- Oczywiście, że tak. Właśnie takiego miejsca szukałem. Cicho, spokojnie, na uboczu. Tu mnie chyba nie znajdą. – powiedział z uśmiechem, przechadzając się po pokoju.
- Kto Cię nie znajdzie? – zmarszczyłam czoło zdziwiona jego słowami.
- No jak to kto? Fotografowie, reporterzy i tak dalej… - odpowiedział, jakby to było czymś oczywistym.
- Co? A czego oni od ciebie chcą? – nic z tego nie rozumiałam.
- Halo, jestem sławny! – pomachał mi ręką przed oczami.
- Okej, pogadamy o tym kiedy indziej. – zrobiłam jakąś dziwną minę, rozważając, czy aby na pewno ten chłopak jest zdrowy na umyśle. – Chodź spisać umowę.
Nie kontynuowaliśmy rozmowy i faktycznie ustaliliśmy warunki wynajmu, wszelkie koszty i inne nudne rzeczy. Pokazałam Harry’emu również garaż, w którym może chować swoje auto, na co bardzo się ucieszył.
- To twój samochód? – spytał pokazując palcem na czarne BMW zaparkowane w ogromnym garażu, który swoją drogą pomieściłby z pięć aut.
- Tak, ale rzadko nią jeżdżę. Ogólnie nie często opuszczam tą posesję. – podrapałam się po karku nerwowo.
- Dziewczyno, wiesz co ty masz w garażu? – spytał zachwycony, oglądając samochód z każdej strony.
- BMW M3 E46 z 2000 roku. Jak mogłabym nie wiedzieć? – zaśmiałam się, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Samochodziara? – spytał z zadziornym uśmieszkiem.
- Skądże. Po prostu kocham swoje auto, to źle? – zmrużyłam oczy.
- Dobrze! Nawet bardzo dobrze. – puścił do mnie oczko, a kolana się pode mną ugięły. – Widzę, że masz tu sporo miejsca. Może mógłbym sprowadzić tu także swoje drugie auto?
- Emm, jeśli chcesz. Masz dwa samochody?
- To, którym przyjechałem nie jest tym moim ulubionym. – wyszczerzył się.
- Żartujesz? Jest wspaniałe! Który rocznik? – spytałam, przypominając sobie o tym cudeńku stojącym aktualnie na moim podjeździe.
- 1986. – odpowiedział dumnie.
- No nie mogę. – zrobiłam poważną minę. – Masz E32 z serii 7 i to jeszcze z pierwszego roku produkcji? Szczęściarz.
- Taa, niektórzy właśnie tak mnie nazywają. – zaśmiał się.
Po tej jakże interesującej rozmowie (przynajmniej dla mnie) Harry oznajmił, że musi jechać po swoje rzeczy do starego mieszkania. Tylko mu przytaknęłam i wróciłam do swojej sypialni.
No cóż, muszę przyznać, że może być dość interesująco. 

 

***~.~***
Oczywiście zgadłyście, od początku pisania tego imagina myślałam o Harry'm jako głównym bohaterze. No i jest. Jak się podobała druga część? Według mnie jest naprawdę bardzo nudna i taka nijaka... No ale musiałam jakoś normalnie zacząć ich znajomość. 
Tylko nie myślcie, że się od razu w sobie zakochają, nie ze mną takie numery! Lubię przedłużać, wiem...
Do następnego ;)

czwartek, 1 stycznia 2015

Imagin Harry Styles "LONELINESS"



- Nie kocham Cię.
- Co?
- Po prostu Cię nie kocham. Zróbmy sobie przerwę.
- Przerwę? – spytałam z niedowierzaniem. – Nie kochasz mnie i chcesz sobie zrobić przerwę? Nie możesz powiedzieć od razu, że ze mną zrywasz?
- Zrywam z tobą.
Spuściłam wzrok i odeszłam. Nie chcę się kłócić. To nie jego wina, że mnie nie kocha. Uczucia, które w nim siedzą nie zależą od jego woli. Ktoś kogoś kocha, albo nie. On mnie nie kocha. Zastanawiam się tylko,  czy kiedykolwiek coś do mnie czuł. Teraz jest to mało ważne, ale ja zawsze nad wszystkim rozmyślam, lubię rozdrapywać stare rany. Lubię czuć ból, czy to aż tak dziwne?
Mój dom jest ogromny. Co ja tu robię? Mieszkam. Sama. Odziedziczyłam to wszystko po mojej zmarłej babci. Wielki stary budynek. Dwa piętra, z czego na drugie nigdy nie wchodzę. Mnóstwo pokoi, kilka łazienek. To mieszkanie bardzo mnie przytłacza. Jest zdecydowanie zbyt duże dla osoby mojego pokroju. Przecież mam dopiero dwadzieścia lat. Dwadzieścia pieprzonych lat.
No i co ja mam ze sobą zrobić? Myślałam, że znalazłam tego jedynego, ale chyba się przeliczyłam . Byliśmy ze sobą niecały miesiąc, a było mi tak dobrze. W końcu poczułam czyjąś bliskość, ciepło. Miałam z kim porozmawiać,  zwyczajnie posiedzieć. A teraz? Znów utknęłam na tym odludziu, bez kontaktu z kimkolwiek. Sama.
Ja naprawdę potrzebuję bliskości drugiej osoby. Ostatnie kilka tygodni były dla mnie rajem, czymś niesamowitym. Czułam czyjś dotyk. Matt jest dobrym człowiekiem. Ale mnie nie kocha. Jaka szkoda, że nie mam rodziców. Oni chyba od tego są, prawda? Od pocieszania w trudnych momentach, od podnoszenia Cię, gdy upadniesz. Ja chyba upadłam .
- To już szósta kawa dzisiaj. Rose, ogarnij się! – mój głos odbił się echem po kuchni.
Chyba muszę coś ze sobą zrobić. Nie sądzę, żebym szybko zasnęła po takiej ilości kofeiny. Szybko się załamuję, ale też szybko wstaję. To dopiero pierwszy dzień po rozłące z Mattem. A ja już czuję się samotna. Byłam sama przez dwadzieścia lat, ale ten miesiąc uzależnił mnie od czyjejś obecności. Kiedyś byłam przyzwyczajona do tego, że budzę się sama, żyję sama, zasypiam sama. Dzień po dniu, bez nikogo. A teraz? Potrzebuje kogoś. Cholernie kogoś potrzebuję.
Laptop wylądował na moich kolanach w błyskawicznym tempie. W ciągu kilkunastu minut umieściłam ogłoszenie na pewnym portalu. Nie, nie randkowym! Szukam kogoś, kto by ze mną zamieszkał. Brzmi dziwnie? Może. Ale przecież dużo młodych ludzi szuka taniego mieszkania. Jacyś studenci? Albo po prostu ktoś, kto dopiero zaczyna swoją karierę i jeszcze nie stać go na zakup własnego domu. Może z kimś się zaprzyjaźnię? Chciałabym mieć przyjaciółkę. Te wszystkie wypady na miasto, wspólne wieczory filmowe, śmianie się z byle czego. Chyba fajnie mieć przyjaciela, czyż nie? Ja nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.
Zamknęłam laptopa i opadłam na łóżko. W ogłoszeniu podałam swój numer telefonu. Teraz nie opuszczę komórki na krok, a nóż ktoś zadzwoni. Boże, mam nadzieję, że zadzwoni ktokolwiek! Chwila, jak to się nazywało? Desperacja? Tak, dokładnie tak. Jestem kurewsko zdesperowana, albo po prostu mam już tego dość. No bo ile można żyć w samotności? Doszło już do tego, że rozmawiam sama ze sobą, jeszcze trochę i będę mogła zgłosić się do wariatkowa. Tam przynajmniej będę miała z kim pogadać, to jest zdecydowany plus.
Leżę i rozmyślam tak już od kilkunastu minut, ale to chyba nie ma sensu. Ba! To na pewno nie ma sensu! Przecież jest środek nocy, kto normalny szuka o tej godzinie mieszkania do wynajęcia? No nikt.
Po długiej, gorącej kąpieli ubrałam się w luźną koszulkę i majtki. Otworzyłam w sypialni wszystkie okna na oścież. Zajmują one całą ścianę, więc mam idealny widok na łąkę i pobliski las. Jest wiosna, a noce są trochę chłodne, ale mi to nie przeszkadza. Śpię przy otwartych oknach odkąd pamiętam, nawet nie wiem dlaczego zaczęłam to robić. Uwielbiam po prostu, gdy w pokoju jest zimno, a ja leżę opatulona w różnego rodzaju kołdry i koce. Do tego mnóstwo mięciutkich poduszek. Matt’owi zawsze to przeszkadzało, mówił, że to bez sensu. Po co otwieram okno, skoro jest mi zimno, a potem przykrywam się szczelnie tysiącami różnych koców? Bo to lubię. Ale on tego nie rozumiał. No, ale teraz mogę robić co tylko chcę, w końcu nie jesteśmy już razem.
Ostatni raz spojrzałam na piękny widok za oknami i wskoczyłam do łóżka. Zaśnięcie nie zajęło mi dużo czasu. Myślałam tylko, czy kiedykolwiek znajdzie się ktoś, kto przerwie moją samotność

*** Następny dzień, ranek ***
Obudziły mnie promienie słoneczne padające na moją twarz. To takie typowe, prawda? Przeciągnęłam się i wyskoczyłam z łóżka. Na mojej skórze od razu pojawiła się gęsia skórka z powodu panującego tu chłodu. Podbiegłam na bosych stopach do okien i zamykałam je szybko jedno po drugim. Gdy skończyłam, złapałam do ręki telefon i poszłam do garderoby. Oczywiście, że mam garderobę! Z tyloma wolnymi pomieszczeniami, grzechem byłoby nie zagospodarować któregoś w taki sposób. Wzięłam pierwszą bluzkę z brzegu, którą okazała się zwykła, szara koszulka z długim rękawem. Takim samym sposobem wybrałam spodnie. Tym razem wypadło na czarne, obcisłe jeansy. Wyciągnęłam z szuflady bieliznę i ruszyłam do łazienki, przebiegając przez chłodną sypialnię. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Rzuciłam wszystko i zerwałam się biegiem w stronę garderoby. Chyba w ostatnim już momencie przesunęłam palcem po ekranie, odbierając tym samym połączenie od nieznanego numeru.
- Halo? – wydyszałam.
- Um… Dzwonię w sprawie ogłoszenia  o wynajęciu mieszkania. Nadal aktualne? – usłyszałam nieco zachrypnięty, męski głos.
- T.. tak, oczywiście. – zająkałam się.
Miałam cichą nadzieję, że będzie to dziewczyna, ale jak widać pomyliłam się. I do tego ten głęboki głos…
- O, to super. Mógłbym przyjechać oglądnąć mieszkanie? – jego głos się rozpromienił.
- Tak, pewnie. Mogę wysłać dokładny adres sms-em.- zaproponowałam.
- Świetnie. Kiedy mogę przyjechać?
- Kiedy chcesz. – palnęłam bez namysłu. – To znaczy, kiedy pan chce! J…jestem ciągle w… w domu.
Usłyszałam jego gardłowy, głęboki śmiech. No ekstra. Już zrobiłam z siebie totalną idiotkę. Po prostu wspaniale.
- Okej, w takim razie będę dziś po południu. Pasuje Ci? To znaczy, pasuje pani? – powiedział rozbawiony.
Zachichotałam cicho i poczułam jak moje policzki palą. Naprawdę? Rumienie się rozmawiając z kimś przez telefon? Rose, idiotko.
- Tak, pasuje. To do zobaczenia.
- Dziękuję, do widzenia.
Rozłączył się. Odetchnęłam z ulgą odkładając telefon na mały stolik. Ile on może mieć lat? Ma taki dorosły głos… Mam nadzieję, że jest mniej więcej w moim wieku. A jak to jakiś stary zboczeniec? Nie, na pewno nie. Aż tak stary na pewno nie jest… Ale może być zboczeńcem. Nie ważne, okaże się dzisiaj po południu.
Po chwili biegałam po całym domu i skakałam z radości, ciesząc się, że w końcu jest szansa. Szansa na to, że nie będę samotna.

***~.~***
Hey guys! Napisałam coś takiego i postanowiłam wstawić. Wiem, że nikt tu już nie zagląda, ale może ktoś przeczyta i napisze co o tym sądzi ;) Miło by było! Jak będzie chociaż kilka komentarzy, to napiszę drugą część, bo to jest praktycznie dopiero wstęp. Taki nudny. 

Jak myślicie, kim jest ten CHŁOPAK?

wtorek, 25 listopada 2014

Harry 2



 Witam, witam! 
Nadchodzę z drugą częścią o Harry'm. Moim zdaniem jest słaba, ale nie mi to oceniać. Jak najdzie mnie wena, to napisze kolejną część. Mówię od razu, że nie wiem kiedy to nastąpi, bo ostatnio u mnie krucho z czasem, jak i z Internetem. Aktualnie przebywam w Irlandii u ciotki i nie zawsze mam tu dostęp do Wi-Fi. Takie życie. 

(Przepraszam za ewentualne przekleństwa w tekście. Szczególnie za pierwsze słowo...xd Czy czytają to dzieci?)


***
- Kurwa! – syknęłam potykając się o nieduży kamień.
Dlaczego zawsze muszę robić wszystko po ciemku? A no tak, kto normalny kąpał by się w rzece nago podczas dnia? W nocy to też wydaję się trochę dziwne… Czy ja mam jakąś obsesję na punkcie tej wody?
- Witam ponownie. – usłyszałam za sobą głos. Ten głos.
- Znów się spotykamy. – odpowiedziałam nie odwracając się.
Na moją twarz wpełzł uśmiech, którego na szczęście chłopak nie mógł zobaczyć.
- Co tym razem? – spytał zbliżając się do mnie.
- Nic takiego. Zwykła… kąpiel? – zmarszczyłam brwi.
- Więc na co czekasz?
Może na to, żebyś sobie poszedł? Chciałam się wykąpać bez ubrań! Spokojnie Rose. I tak jest ciemno, nic nie zobaczy.
Rozpięłam zamek bluzy, która po chwili leżała na ziemi i przeciągnęłam koszulkę przez głowę. Zsunęłam z nóg jeansowe spodnie, które rzuciłam obok starych trampek. Szybko rozpięłam stanik i odrzuciłam go w bok. Jeszcze tylko szybko wyskoczyłam z majtek i ruszyłam do zimnej wody.
Szeroki uśmiech znów zagościł na mojej twarzy. To naprawdę cudowne uczucie. Zanurzyć się w chłodnej wodzie o blasku księżyca. Zawsze zastanawiałam się jak to jest… Już teraz wiem. Cudownie.
Zaczęłam powoli płynąć, by po chwili zanurkować i znów się wynurzyć.  Kompletnie zapomniałam o otaczającym mnie świecie, w tym także o chłopaku, który właśnie stał na brzegu i bacznie mi się przyglądał. Spojrzałam na Niego kątem oka i zauważyłam, że również się rozbiera. Serio? Dlaczego On to wszystko robi?
Po krótkiej chwili chłopak wbiegł do wody i rzucił się na jej taflę z głośnym pluskiem.
- Ale zimna! – krzyknął, gdy tylko wypłynął na powierzchnię.
- To po co tu wlazłeś? – zaśmiałam się.
- Chciałem spróbować. Tak po prostu. – pokazał szereg białych zębów.
 - Tak po prostu? – spytałam unosząc brew.
- Tak po prostu.  – odpowiedział uśmiechając się jeszcze szerzej.
Nagle zanurkował i po kilku sekundach wynurzył się tuż obok mnie. Mimo lodowatej wody, zrobiło mi się niesamowicie gorąco, gdy tylko zobaczyłam jego oczy. Przepiękne oczy.
- Zdradzisz mi swoje imię? – spytał zaczesując mokre włosy do tyłu.
- Rose. – odpowiedziałam krótko, bo na nic innego nie było mnie stać.
- Jestem Harry. – powiedział podając mi rękę. – Miło mi Cię poznać.
Jego dotyk… Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułam. Czy to możliwe? Oglądałam parę dennych filmów romantycznych, w których rozgrywały się podobne sceny. Czy ja gram w jakimś filmie?! Proszę mnie natychmiast obudzić.
- To co robimy? – spytał. I znów ten uśmiech.
- Miałam zamiar popływać, ale przyszedłeś Ty. Skąd w ogóle wiedziałeś, że tutaj będę?
- Nie wiedziałem. Czułem to. – spuścił na chwilę wzrok, by po chwili znów przenieść go wprost na moje tęczówki.
- No tak. Pierdolony romantyzm. – powiedziałam kiwając głową i odpłynęłam.
- Co? – Harry krzyknął za mną, śmiejąc się przy tym głośno.
- Nic, nic. Pływaj sobie. – zaśmiałam się.
- Jesteś niemożliwa, Rose.
Moje imię. Wypowiadane z Jego ust. Ten głos. Boże, czy On jest w ogóle prawdziwy? Leki, które biorę podobno nie mają działań obocznych w postaci urojeń… Może to jest wyjątek.
Usłyszałam dźwięk wody za mną. A więc On również płynie. Nagle przypomniało mi się, że jestem kompletnie naga. I On również. Jestem pewna, że moja twarz jest w tym momencie czerwona jak burak. I w moich myślach rozbrzmiała pieśń dziękczynna do Boga za panującą tu ciemność. Wprawdzie oświetla nas światło księżyca, ale mam głęboką nadzieję, że i tak nic nie widać.
- Nie jest Ci zimno? – usłyszałam po swojej prawej stronie i trochę się przestraszyłam.
- Tylko trochę. – odpowiedziałam nie patrząc na Niego, żeby znów nie utonąć w tych oczach.
- Wyłaź z wody, bo się rozchorujesz. – zaproponował, a raczej rozkazał.
- Chyba bardziej chorym się już nie da być. – wymamrotałam wywracając oczami.
- Co masz na myśli? – spytał podejrzliwie.
A jednak to usłyszał? Powinnam przestać wypowiadać swoje myśli na głos. Zdecydowanie.
- Nic takiego. – powiedziałam po chwili namysłu. – Ja płynę do brzegu, a Ty rób co chcesz.
Nie usłyszałam odpowiedzi, więc po prostu popłynęłam w stronę mielizny. Po chwili wyszłam z wody i szybkim krokiem podeszłam do swoich ubrań leżących na piasku. W pośpiechu włożyłam majtki i przeciągnęłam przez głowę bluzkę, nie fatygując się zakładaniem biustonosza. Zaczęłam stawiać kroki w stronę mostu, gdy usłyszałam odchrząknięcie.
- A na mnie to już nie poczekasz? – spytał.
Odwróciłam się w Jego stronę. O. Mój. Boże. Czy to naprawdę jest zwykły człowiek? Nie wydaje mi się. Jego ciało… Jego piękne, umięśnione ciało pokryte kropelkami wody.
Potrząsnęłam głową budząc się z pewnego rodzaju transu, uświadamiając sobie, że gapię się na totalnie nagiego chłopaka,  którym zamieniłam zaledwie kilka zdań. Odwróciłam zmieszana głowę w drugim kierunku i burknęłam coś pod nosem w odpowiedzi na Jego pytanie.
- Podobam Ci się? – znów usłyszałam Ten głos.
- Co? – moje usta mimowolnie ułożyły się w kształt litery ‘o’, a twarz zrobiła się już chyba maksymalnie czerwona.
- Przyglądałaś mi się. – zaśmiał się dźwięcznie. – Nie wstydź się, możesz sobie popatrzeć.
- Nie, dzięki. – odpowiedziałam i poczułam się nieco zirytowana jego aroganckim zachowaniem. – Nic ciekawego tam raczej nie zobaczę.
- Zadziorna z ciebie dziewczynka. – i znów cudowny śmiech.
Czy On musi być taki idealny? Albo inaczej. Czy nie mogłam Go poznać kilka lat temu, gdy jeszcze wszystko było dobrze?
- Nie odpowiesz mi? – jego głos był coraz bliżej mnie, a ja nadal stałam tyłem do Niego.
- A ubrałeś się już? – spytałam krzyżując ręce na piersi.
- A powinienem? – jestem pewna, że w tym momencie szeroko się uśmiecha.
- Tak, zdecydowanie tak. Nie chciałabym mieć jakiegoś urazu psychicznego do końca życia, czy coś. – ten koniec już niedługo, więc dlaczego nie?
- Jest aż tak źle? – spytał przestając się śmiać.
Odwróciłam się w Jego stronę. Na szczęście był już ubrany, więc swoją uwagę mogłam w pełni poświęcić Jego twarzy. Idealnej twarzy oczywiście.
- Nie wiem, nie znam się. – odpowiedziałam wzruszając ramionami i spojrzałam w Jego oczy.
Patrzyliśmy na siebie przez kilkanaście sekund, gdy w końcu to On pierwszy spuścił wzrok. Wygrałam?
- Nie musisz iść do domu? – zapytał nagle.
- Wyganiasz mnie? – uniosłam brwi do góry zaskoczona.
- Nie, oczywiście, że nie! – uniósł ręce w geście obrony. – Ale zaraz 3.00… I no, ten… Chyba masz coś ważnego do zrobienia o tej godzinie, tak?
- Ach… Tak, racja. – uśmiechnęłam się blado.
Leki. Oczywiście. Muszę je przyjmować co trzy godziny, więc nie ma mowy o całkowicie przespanej nocy. Ale chyba już się przyzwyczaiłam.
- Odprowadzę Cię. – zaproponował i zaczął iść w stronę mostu.
- Nie musisz tego robić. Znam drogę do domu, na pewno trafię. – zaśmiałam się.
- Mimo to, wolę być pewny, że dotarłaś cała i zdrowa. – odpowiedział szybko i wyciągnął rękę w moim kierunku.
Że niby co? Mam go złapać za rękę? Chyba nigdy nie zrozumiem chłopaków. Rose idiotko, pewnie, że ich nie zrozumiesz. Nie będziesz miała na to okazji.  
Mimo wahania złapałam jego lewą dłoń, którą On po chwili zamknął w szczelnym uścisku. Moje ciało przeszedł dreszcz. Bardzo, ale to bardzo przyjemny dreszcz. I zaczęliśmy iść.
Droga mijała nam w kompletnej ciszy. Wbrew pozorom, wcale mi to nie przeszkadzało. I Harry’emu chyba też. Kilka razy spojrzałam na Niego kątem oka. Za każdym razem się uśmiechał. Raz nawet nasze spojrzenia spotkały się. Czyli On też mi się przyglądał? Wtedy szybko odwróciłam głowę, a moje usta wykrzywiły się w ogromnym uśmiechu.
Po pewnym czasie dotarliśmy pod drzwi mojego domu. Rozluźniłam uścisk swojej dłoni i wydostałam ją z ręki chłopaka. Wyciągnęłam klucze z kieszeni i otworzyłam drewniane drzwi.
- Zobaczymy się jeszcze? – zapytał w pewnym momencie.
- Możliwe. – odpowiedziałam odwracając głowę w Jego stronę.
- A może o prostu dasz mi swój numer? – zapytał z nutką nieśmiałości.
- Nie uważasz, że to byłoby zbyt nudne? – uśmiechnęłam się szeroko wzruszając ramionami.
- Jesteś niemożliwa, Rose.
I znowu. Moje imię. Z Jego ust. Coś niesamowitego.
- Dobranoc, Harry. – powiedziałam szybko, czując, że się rumienię.
- Dobranoc, piękna.
I odszedł. Tak po prostu.
***
 "Nie kurwa! Ja pierdole, ej! Przez całe życie robię rzeczy których nienawidzę, a jak wreszcie chce zrobić coś co chce, to mi kurwa nie wolno?!" Magik

Mislaid